Na wspólną wyprawę i zasiadkę na łowisku Cicha Woda z Pawłem Szutko, Właścicielem Gold Carp Baits umawialiśmy się w sumie od tamtego roku. Lecz życie jak to życie bardzo brutalnie weryfikowało nasze plany. Jednak w końcu w tym roku udało się nam mieć wolne od pracy w tym samym czasie i jeden z weekendów sierpnia dane nam było spędzić w tym urokliwym miejscu ale od początku…
Umówiłem się z Pawłem, że zabierze mnie z Legionowa w sobotę o godzinie 03:30 rano. Gdy o umówionej porze Paweł się nie pojawił pomyślałem, że pomylił drogi i pobłądził w Warszawie. Po 15 minutach nie wytrzymałem i zadzwoniłem pytając co się stało, że jeszcze go nie ma. Zaspany głos Pawła nie pozostawiał wątpliwości – Koledze się przysnęło. Pomyślałem sobie – trudno. Po pewnym czasie zadzwonił telefon – to Paweł pytał gdzie czekam i czy jest na właściwej ulicy. Na szczęście elektronika nie zawiodła i Paweł stał autem około 100 m ode mnie. Po szybkim zapakowaniu samochodu ruszyliśmy w drogę. Droga minęła szybko – miła rozmowa o rybach pozwoliła zapomnieć, że mamy do przejechania 200 kilometrów.
Na łowisku byliśmy około ósmej rano. Po przywitaniu z Właścicielem rozładowaliśmy samochód i przystąpiliśmy do przygotowywania obozowiska.
Następnie przyszedł czas na przygotowanie zanęty na którą składały się pokruszone kulki Black Squid, Extreme Squid, Gold Sea i Wild Forest. Pokruszone kulki zalaliśmy wodą z łowiska i odstawiliśmy na około dwie godziny. W drugim wiaderku zalaliśmy aminoliquidami pellet Gold Carp Baits. Z uwagi, że stanowiska mieliśmy zarezerwowane a miejsce nęcenia i położenia zestawów dość dobrze znane sondowanie łowiska i nęcenie nie zajęło nam za dużo czasu. Po wykonaniu tych czynności pozostało nam tylko czekać na brania. Przypomnieliśmy sobie zasiadkę z poprzedniego roku podczas której od pierwszej nocy regularnie brały nam ładne karpie. Teraz również liczyliśmy na to, że karpie nie dadzą na siebie długo czekać. Pierwszy karp wziął w sobotę wieczorem na dwie kulki 14 mm Wild Forest i Gold Sea. Maluszek około dwóch kilo po dezynfekcji rany szybciutko został wypuszczony. Podczas rozmowy z Pawłem doszliśmy do wspólnego wniosku – nie jest źle. Maluszki się pojawiły to pojawią się też i te duże. Jednak obserwacja wody jakoś nie napawała nas optymizmem. Karpie mówiąc językiem karpiarzy stanęły i miały w nosie jakiekolwiek pobieranie pokarmu. Nie pomogły triki i sztuczki. Karpie normalnie nie brały. Co gorsza ja i Paweł mieliśmy brania których nie sposób było zaciąć. Brania trwały dwie, trzy sekundy. Były bardzo mocne, szybkie – swinger podjeżdżał pod wędkę, sygnałek wył, żyłka się wywijała lecz trwało to góra jak pisałem dwie, trzy sekundy. Nie pomagały zmiany haczyków, przyponów, nie pomagało nic. Dodam, że obaj używaliśmy Back Ledów i nie było mowy o wpływaniu ryb w żyłki.
Następny karp wziął dopiero w niedzielę w godzinach popołudniowych na ten sam zestaw kulek co pierwszy. Branie było takie same jak tego pierwszego – normalny wyjazd, który nie pozostawiał wątpliwości co to za ryba. Waga była podobna jak tego pierwszego. Karpie nadal miały w nosie pobieranie pokarmu, nie pokazywały się, nie spławiały – panowała cisza na wodzie.
Postanowiliśmy zmienić taktykę nęcenia. Mianowicie od niedzieli popołudnia nęciliśmy nie pokruszonymi kulkami lecz całymi a pellet dopalaliśmy mocniej, lecz było go zdecydowanie mniej. W poniedziałek rano ponownie zanęciliśmy łowisko wg tej taktyki . Około południa w końcu zaobserwowaliśmy ruch w interesie na naszej miejscówce. Pojawiły się duże bąble ( oznaka żerowania ryb w łowisku ) jak też w końcu kilka razy zaobserwowaliśmy nieśmiałe delikatne spławy karpi. W końcu jak jedliśmy sobie obiadek na Pawła zestawie zobaczyliśmy branie – już nie było to histeryczno-choleryczne pikanie lecz normalny, dostojny odjazd. Paweł podbiegł do wędki i podniósł kij a jego uśmiechnięta mina mówiła wszystko – miał karpia a nie karpika jakie do tej pory nam brały. Po chwili na macie mieliśmy karpia. Na oko ponad dychę. Po dokładnym zważeniu okazało się, że karp waży 13,200 kg.
Należy dodać, że zanim zważyliśmy rybę Paweł szybko zarzucił wędkę ponieważ wiedzieliśmy, że jeśli karpie biorą należy wykorzystać ten czas do maksimum. I tak rzeczywiście było – po zważeniu ryby zanim szczęśliwi usiedliśmy dokończyć posiłek Paweł miał następne branie .Niestety ale ryba się zerwała. Po południu pogoda zaczęła się psuć i w końcu zaczął padać deszcz, który przeszedł w ulewę. W związku z tym posiedzieliśmy trochę pod wiatą przy piwku. Poszliśmy wcześnie do namiotów w nadziei, że rano będzie słońce. Jednak ta noc pomimo strasznego deszczu pozostanie w naszej pamięci – pomimo ulewy około dziesiątej wieczorem jest branie u Pawła. Po zacięciu okazało się, że nie jest to już maluszek. Po około 15-20 minutach na macie pojawia się karp – duży, piękny, w idealnej kondycji. Po ważeniu okazuje się, że karp to rekord łowiska z tego roku – waga pokazuje 19,40 kg.
Natychmiast powiadamiamy Właściciela, który na swojej wadze potwierdza nasz pomiar. A deszcz leje… Zarzucamy zestaw po czym idziemy do rybaczówki wysuszyć nasze ubrania . Przy rozpalonym kominku ciuchy wyschły szybko. Wróciliśmy do namiotów i poszliśmy jeszcze pospać. Nie dane nam było zasnąć – za kilka chwil na mojej wędce jest zdecydowane, mocne branie ( a deszcz pada cały czas ). Po krótkiej chwili na macie leży karp, karpik w porównaniu z poprzednią rybą. Waga pokazała 10 kilo. Zakładam świeże kulki, zarzucam i chowam się do namiotu. Po jakiejś godzinie znowu mamy branie – tym razem Paweł holuje rybę. Karp na naszej wadze waży 18,30 kg.
Już nie potwierdzamy wagi bo wiemy, że nasz sprzęt pokazuje dobrą wagę łowionych ryb. Po zarzuceniu zestawu chowamy się do namiotów. Do rana nie działo się nic. Rano we wtorek deszcz na szczęście przestał padać ale nie było za ciepło. Po przygotowaniu maty, wiadra z wodą i środka dezynfekującego rany zrobiliśmy sobie kilka fotek z naszymi rybkami. Pełni nadziei na następne okazy donęciliśmy łowisko . Jednak karpie przestały żerować i się spławiać. Niestety ale do końca zasiadki czyli następnego dnia rano nie mieliśmy ani jednego brania. Brań nie miał też nasz sąsiad, który od wtorku rana siedział na sąsiednim stanowisku.
W ten oto sposób przekonaliśmy się na własnej skórze, że nawet na łowisku specjalnym, na którym są ryby i jest ich dużo regularne łowienie karpi nie jest aż tak prostą i oczywistą sprawą jak mogłoby się wydawać. Podsumowując od soboty do środy mieliśmy pięć ryb na macie ( w tym rekord łowiska na ten rok ) i kilka „ niby brań „ których żaden z nas nie był w stanie zaciąć i jak pamiętam dwie spięte ryby.
Najważniejsza informacja dotycząca skuteczności i efektywności łączenia kulek Gold Carp Baits : największe karpie wzięły na przynętę składającą się z dwóch kulek 14 mm Black Suid i Extreme Squid. Na drugim miejscu uplasowało się połączenie 14 mm kulek Wild Forest i Gold Sea. Na tej zasiadce nie mieliśmy brań na pojedyncze kulki i obojętne czy była to kulka 14 czy 20 mm.
Powyższe połączenia smaków sprawdziły mi się kilkukrotnie w tym roku na wodach PZW oraz na łowisku specjalnym Całowanie.
W środę po południu po dokładnym wysuszeniu sprzętu wróciliśmy do Warszawy.